1. |
Pyszności
05:11
|
|||
Tak bardzo znużeni ,mdli i obojętni
Pośród herodowych serc roztargnionych bezdechem
Dojrzewa powoli kolejny zmarnowany wiek
Błogosławiona jest ta ziemia , gdzie bóg urodził się i zmarł
Martwe myśli wplecione jednostajnie w martwe oczy
Jak daleko jesteś w stanie spojrzeć?
Bezimiennie przetworzony w korporacji pyszności
Podroby zawsze były dodawane subtelnie
Nasz nieszczęsny Panie, nasz Królu niczego
Kawałek po kawałku pożeramy twoją godność
Dostatecznie obnażeni w lazarecie poczętych na próżno
To głosy pozbawione dźwięku, to słowa wypowiedziane bez ludzi
Spisane na kartach z prochu
Którego imię przeżyje ,gdy każde inne zmiecie wiatr
Tak bardzo zmęczony, zużyty i znudzony
Przygnębienie sięgnęło najgłębszej czerni
Zuchwałość odnalazła ambicję na samym dnie
Somatyzm zachwycił nawet ciebie
|
||||
2. |
Przypadłości
06:47
|
|||
Obsesyjnie zaprzyjaźnieni z adwersarzem przypadłości
Skrajnie wydziedziczeni z majątku ciała
Impulsywnie ,ale z wyczuciem
Obdzieramy twarze ze snów
Tych co zasnęli przestarzale
Niechaj wiatr niesie ich stęchliznę
Ich litanie nigdy nie były tak ekstrawertyczne
Gdy w milczeniu powtarzali słowa zapomniane
Współuzależnieni rutyną adaptacji
Odnajdujemy siebie zawsze po niewłaściwej stronie
Kradnąc czas niecierpliwym by pozostali rozczarowani
Ich Serca już dawno zamilkły tęskniąc za krwią
Z łańcuchem na szyi , z nadzieją i z garbatą duszą
Schodami w dół ,w naszą prywatną ciemność
W dół, w ciemność, głębiej…
|
||||
3. |
Bezradności
12:55
|
|||
Zbyt blisko słońca by ujarzmić ten ogień
Sparzeni za życia, poparzeni po śmierci
Skwierczące szczątki posłańców dobrej nowiny
Wypaliły się...
Odsłaniając zmarznięte jałowe ziemie
Powietrze zgęstniało od swędu spalonej skóry
Resztki emocji opadły wraz popiołem na
Pyszne twarze zastygłe w bezradności
Pozbawieni instynktu przetrwania
Dryfujemy na resztkach utopijnego snu
Wrakiem zbudowanym z rozsądku
Na horyzoncie kraśniejących obrazów
Impresja zachowawczego piękna
Naszą pasją stała się gorączka
Oczekiwania na upragnione lekarstwo
Antidotum na kalekie marzenia
Miliard kropli potrzeba
By uszlachetnić ten kicz
Zaklejamy oczy pieczęciami bezczasu
By swobodnie przemierzać korytarze
Starszych Bogów
Klucząc pomiędzy dźwiękami w krainie ciszy
By nie zbudzić wrednego dyrygenta
Mierzi go, gdy kwilą we śnie
W jego pożegnalnej wiecznej symfonii
Pomruki i szwargot spływają gwałtownie
By wypełnić duszne feeryczne sale
Solarne światło zniknęło w gęstwinie
Zwyrodniałych od czasu dłoni twych widzów
Każda zbędna sekunda tego spektaklu
Zbliża nas na krawędź rozstania
Śmierć trąci rozstaniem
Jak nadzieja co wyciągnęła dłoń do śmierci
|
Streaming and Download help
If you like Poroniec, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp