1. |
Intro
03:00
|
|||
Krzyczeli w ogień by strawił zepsuty lud
Chodź usta mieli zaszyte człowieka chorobą
Płonęli krzykliwie okryci czerwieni szałem
Okaleczeni z emocji, cuchnący tajemnicą
Samotni pośród wyposzczonych drapieżców
Pożeranych żywcem w euforycznej bezwładności
Żądni jedności w bezładzie waśni
W jednobarwnym odbiciu piekła
Pstry człek w pastiszowych dziełach
Spójrzcie jak pękają kolejne warstwy
Na atramentowym płótnie wieczności
W ekspresji gniewu stężała oleista ciecz
Uwięzieni w labiryncie lęków i cnót
Wyrzeźbionym w bielejących kościach
Przez bliźnich bez twarzy i grzechu
Przemierzają plugawe korytarze myśli
By ukryć głęboko przerażenie i wstyd
Pod ciężkimi maskami niewzruszenia
Pozostanie tylko popiół i żal
Tęsknota za zwyczajnym bólem
Odbijająca się echem w miejscach
Gdzie nie dotarł żaden wędrowiec
Gdzie cisza tańczy z dźwiękiem
Rozkwitającego życia bez ludzi
|
||||
2. |
Nieprzystępni
06:46
|
|||
W zapchlonym ogonie ostatecznej egzystencji
Obezwładnieni wczorajszym pragnieniem
Pożeramy jak hieny resztki z królewskiego stołu
By następne pokolenia nikczemnych głupców
Mogły się pożywić i przetrwać tych kilka marnych
Wschodów i zachodów...
Lecz nie dane im będzie patrzeć w gwiazdy
Matki naznaczone jarzmem zniewolenia
Rozdają cuchnące ciała podrzędnym i nędznym
I nawet gdy nie będzie już nocy i dni
Kurewstwo istnienia wzniesie się wyżej
Tam gdzie obserwatorzy oddają się w świętym spokoju
Wypróżnianiu nadmiaru czułości
Potopem, lawiną, huraganem
Gorąca jest krew tej ziemi , a nam ciągle mróz zwęża żyły
Wstrzyknijmy sobie dawkę szlachetnej substancji
Nazwijmy ją jak chcemy
Snem, rodziną, ucieczką lub heroiną
Smród naszych myśli zatruwa wszystko
Urodzeni by cierpieć w samoświadomości powstania
Upadek zawsze był jedyną drogą
Kroczmy więc dumnie do miejsca gdzie wszystko się zaczęło
By zapaść się w sobie i nigdy nie powrócić
|
||||
3. |
Konieczności
06:03
|
|||
W koło, bez końca
Błądzimy po odwiecznym poligonie marzeń
Czekając obłudnie aż ktoś upadnie
By przywłaszczyć jeszcze więcej
Pazerność rodzi plugawość!
Jak błędne koło napędzane słowami proroków
Strąca nas w przerażającą, bezczasową, bez przestrzenną
Amorficzność!
Nieproporcjonalnie odczłowieczeni
Równomiernie obrastamy w próżność
Wychylając wyniośle głowy ponad wiekuisty mur
Przesiąknięci skłonnością lekceważenia innych
Zbudowaliśmy sierocą faktorię upokorzenia
Na ruinach poprzedniej…
Gdzie powstały wszystkie Porońce tego świata
Co nam dolega?
Dlaczego tak bardzo pożądamy?
Szczególnie pierwotnych aktów prawa pięści
Samowystarczalni w czystej nienawiści
Zachłannie odbieramy cudzą niewinność
Abominacja stała się naszym wyrokiem
Jak w mękach Tantala
Imitujemy pradawne, ostygłe wartości
Przeżywane przez wieki
Zahibernowani w złudnej abstrakcji półsnu
W obliczu szyderczych zwierciadeł konieczności
Czarnymi źrenicami pożeramy mdłe odbicia
Niegodziwość i szaleństwo zawsze stały za nami
A wylewność nigdy nie była romantyczna
Przewrażliwieni wydychanym powietrzem
Zataczamy się wytyczając nowe szlaki
Które staną się drogą do domu
Dla naszych ukochanych, ociemniałych synów i cór
|
||||
4. |
Niedorzeczności
06:06
|
|||
Przegniłe monotonią obojętności monumenty Przedwiecznych
Zapomniane, zlekceważone, wyparte przez niedorzeczności
Kielich ,hostię i krzyż...
Tiarę ornat i cierń
Gorczyca i bluszcz goreje w trupich jelitach
Zakotwiczeni w cierniowym porcie
Wyznaczyliśmy granice nietrwałości
Publicznie obnażeni na ulicach miłości
Wyrywamy paznokcie i obcinamy uszy
W pokutnych butach, na widelcu heretyka
Ostudziliśmy wyzwalane emocje
Krocząc po gładkich krawędziach strachu
I wyśpiewując "Pieśni o zagładzie"
W sali pamięci, w cichej refleksji
W nastroju zadumy spłonęły szafirowe relikwie
Odsłaniając szpetne obrazy pogardy i fałszu
236 lat od "Wielkiego Zniszczenia"
3 godziny iluminacji na 12 godzin zaćmienia
Zerwane mięśnie pokutujących za dnia
Codzienne tortury, jednostajna męka
Doświadczona archaiczność wylewa żale
Wypełniając usta podłymi słowami
Bezmiar wysiłku jest wszechobecny
Towarzyszy nam od pierwszej sekundy
Zgorszeni, zepsuci, pospolicie uczuleni
Bogactwem i zasobnością wiary
|
||||
5. |
Moralności
05:21
|
|||
Ojcze!
Jesteśmy głodni
Ojcze!?
Głośniej niż zwykle milczysz!
Po wieczne czasy będziemy przelewać gniew
Z dziecięcych czaszek do kielichów niezgody
Upijając się niemocą, w samotni i w tłumie
Wznosząc toast za każde niedojrzałe serce
By krwawiło dla zmysłów i królewskiej rozkoszy
Złote zęby w zakutych mordach
Przepełnione niespełnionym smakiem
Z grubaśnych cielsk wylewa się obłuda
Gęsta i cuchnąca jak święta rzeka
Zabiera obietnice cielęcych pragnień
Ile świętości pozostało w tych obmierzłych domach?
Czym wypełnić pustkę po sprzedanej duszy?
Tęsknoty i wspomnienia wbite ciężkim młotem
W ogniste serca romantyzmem rozdarte
Miłość nie jest dla wszystkich…
Niczym niewinność lukratywnie sprzedana
By bez reszty zapominać, w trosce o atrakcyjne jutro
Bachory łkają szukając swych ojców i matek
Zamknięte w sierocińcu wszystkich niekochanych
Skrywają pod sercem rozczarowanie
Częstokroć gorycz wypływa na ulicę
By mogły płynąć dalej w utęsknieniu
Nie jeden myśliciel złamał wieczne pióro
Pragnąc przepisać dziennik martwego słońca
Syntetyczna insolacja stała się terapią
Dla gnuśnie gnijących w celach moralności
W ich oczach skrzy się tylko strach i choroba
|
||||
6. |
Przypadłości
06:33
|
|||
Obsesyjnie zaprzyjaźnieni z adwersarzem przypadłości
Skrajnie wydziedziczeni z majątku ciała
Impulsywnie ,ale z wyczuciem
Obdzieramy twarze ze snów
Tych co zasnęli przestarzale
Niechaj wiatr niesie ich stęchliznę
Ich litanie nigdy nie były tak ekstrawertyczne
Gdy w milczeniu powtarzali słowa zapomniane
Współuzależnieni rutyną adaptacji
Odnajdujemy siebie
Zawsze po niewłaściwej stronie
Kradnąc czas niecierpliwym
By pozostali rozczarowani
Ich Serca już dawno zamilkły
Tęskniąc za krwią
Z łańcuchem na szyi , z nadzieją i z garbatą duszą
Schodami w dół ,w naszą prywatną ciemność
W dół
W ciemność
Głębiej…
|
||||
7. |
Mądrości
05:43
|
|||
Zaślepieni chciwością władczego instynktu
Wędrujemy przez rozległe pustynie mądrości
Zostawiając w tyle ruinę i tragedię
W upadłym królestwie Króla niewdzięczników
Dlaczego sprzedaliśmy swoje marzenia?
By tuczyć się i upijać w zepsutym raju
Języki poplątane w niezwykłym bełkocie
Zakusy zdobycia pucharu wdzięczności
Wyryte żelaznym gniewem w apatycznych sercach
Toż to dziw nad dziwy!
Nigdy nie ujrzymy już wyrastających drzew
Spisując nędzne dzieje opasłych hegemonów
Na ostatnich, spalonych kartach historii
W tajemnych słowach bez pokrycia
Luminarze w zapomnianych wersetach
Przykrytych zastygłą smołą w sezamie buntu
Wyczekują nowego otwarcia...
|
||||
8. |
Wątpliwości
13:04
|
|||
Wszyscy kiedyś umrzemy
Niespiesznie, bez emocji
Męczeńskim szlakiem cierpienia
Poprzez ogień Wierzbowego Pana
Bądź z rwącym nurtem w głębiny Lete
W dyskretność zapomnienia
Wszelka światłość i żadna ciemność
Nie pobrudzi naszych zwęglonych już serc
Kolejny raz zmrużymy oczy
W doskonałym skupieniu
Z dziatwą na grzbietach
Patrząc jak płonie ostatni most
Wzniesiony ponad słońcem
Pogrzebiemy tyranów czas
Wraz z mroźną pełnią
Wilczego, krwawego, głodnego księżyca
Zbieracze na wysypisku dusz
Wypełniają wyschłe studnie
Przekleństwami i miłością
Dla pragnących i spragnionych
Podcinają czarne, butne skrzydła
Nieposłusznym, nieśmiertelnym
W korowodzie wstydu i niesławy
Na wyprzedaż „drugiej śmierci”
Nie zdążymy…
W źródłach wątpliwości
Toniemy trwając niewzruszenie
W sąsiedztwie urodnych i wstrętnych
Gdzie pomstują wiecznie miłujący
Za wymuszone miłości
Za odpuszczone winy
I słychać tylko afoniczny lament
Jak cisza demaskuje dźwięki krzyku
Potępionych najokrutniej
Odkryte tajemnice gniewnego Tartaru
Ostatnią podróżą w zniewolenie i udrękę
Ukojenie zwiastuje strupieszały lęk
Subtelnie skrywany w kalejdoskopie Tytanów
Zamkniętych hermetycznie w kruchych umysłach
Zostaniemy tutaj w zadziwiającym letargu
|
Streaming and Download help
If you like Poroniec, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp